Zgodnie z art. 48. 1 Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie ze własnymi przekonaniami. Wychowanie to winno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania i jego przekonania. Ograniczenie lub pozbawienie praw rodzicielskich może nastąpić tylko w przypadkach określonych w Ustawie i tylko na podstawie prawomocnego orzeczenia sądu.
Ustawa Kodeks rodzinny i opiekuńczy stanowi iż dziecko do pełnoletniości pozostaje pod władzą rodzicielską (art. 92 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego). Jeżeli jeden z rodziców nie żyje, władza rodzicielska przysługuje drugiemu z rodziców (art. 94 § 1 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego).
Władza rodzicielska obejmuje w szczególności obowiązek i prawo rodzica do wykonywanie pieczy nad osobą i majątkiem dziecka z poszanowaniem jego godności i praw (art. 95 § 1 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego). Władza rodzicielska powinna być wykonywana tak, jak tego wymaga dobro dziecka i interes społeczny. Poprzez dobro dziecka należy rozumieć zapewnienie dziecku wszystkich tych wartości, które są konieczne do jego prawidłowego rozwoju fizycznego i duchowego, oraz społecznego.
W tym miejscu podkreślić należy, że z wyżej powołanych przepisów Konstytucji oraz Ustawy Kodeks rodzinny i opiekuńczy wynika prawo matki i ojca do wychowania swoich dzieci, sprawowania nad nimi osobistej pieczy (opieki faktycznej).
Prawa takiego nie mają dalsi członkowie rodziny, również nie mają go dziadkowie dzieci. Z tytułu pokrewieństwa dziadkowie mają przewidziane jedynie w art. 113 6 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego uprawnienie do kontaktów z wnukami – jeżeli jest to zgodne z nadrzędnym dobrem dziecka.
Władza rodzicielska jest uprawnieniem osobistym, które kończy się z chwilą śmierci rodzica. Rodzic nie może więc czynić „dyspozycji” swoim dzieckiem na wypadek śmierci, tak jak by dziecko było przedmiotem jego własności – taka czynność jest sprzeczna z obowiązującym prawem, przez co gdyby nawet była dokonana – byłaby nieważna. Rodzic może wskazać jedynie osoby godne zaufania (jego zdaniem) na wypadek swojej śmierci, ale nie jest to wskazanie wiążące, lecz podlegające ocenie Sądu z uwzględnieniem aktualnych okoliczności sprawy, a przede wszystkich obiektywnego dobra małoletnich dzieci.
Władzy rodzicielskiej może natomiast pozbawić rodzica tylko sąd rodzinny w przypadku określonym w art. 111 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, natomiast ograniczenie tej władzy może nastąpić na podstawie art. 109 § 1 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, który stanowi, że jeżeli dobro dziecka jest zagrożone sąd opiekuńczy wyda odpowiednie zarządzenia. Celem wydania takich zarządzeń jest zawsze ochrona dobra dziecka w sytuacji jego zagrożenia. Tak więc do ograniczenia władzy rodzicielskiej konieczne jest ustalenie przez sąd, iż dobro dziecka jest zagrożone. Szczególnie głęboko sięgającym ograniczeniem władzy rodzicielskiej jest odebranie rodzicom osobistej pieczy nad dzieckiem poprzez umieszczenie dziecka w środowisku zastępczym. Tak poważny środek winien być stosowany dopiero po wyczerpaniu innych środków pomocy rodzinie w przypadku przeżywanych przez rodzinę trudności.
Zgodnie z art. 112 4 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego dziecko umieszcza się w pieczy zastępczej do czasu zaistnienia warunków umożliwiających jego powrót do rodziny albo umieszczenia go w rodzinie przysposabiającej. Tak więc umieszczenie dziecka w rodzinie zastępczej nie jest celem samym w sobie, lecz jest tymczasowym środkiem pomocy rodzinie, po to aby dziecko ostatecznie było wychowywane przez swoich własnych rodziców – co jest dla każdego dziecka zasadniczo najlepsze.
Sprawa sądowa opracowana przez Kancelarię
W ocenie Sądu Rejonowego nie ma w niniejszej sprawie podstaw do stwierdzenia, aby S. K. nieprawidłowo wykonywał władzę rodzicielską nad swoimi małoletnimi dziećmi E. i L. K. (2) tak, aby uzasadniało to ograniczenie jego władzy rodzicielskiej. Wobec tego wniosek J. i K. Z. o ustanowienie ich rodziną zastępczą dla ich wnuków został oddalony. Zdaniem Sądu Rejonowego dla ustalenia dobra dzieci istotna jest obecna ich sytuacja, nie zaś sytuacja poprzednia kiedy były pod opieką matki i dziadków, wobec czego priorytetem w postępowaniu dowodowym było ustalenie co teraz jest najlepsze dla małoletnich E. i L. K. (1).
Małoletni E. i L. K. (2) wychowywani byli przez oboje rodziców z pomocą innych członków rodziny, w tym dziadków macierzystych do czasu, gdy żyła matka małoletnich A. Z. (1) to jest to 3.04. Fakt, że nie stworzyła ona stałego i stabilnego związku z ojcem jej dzieci S. Z. nie ma wpływy na ocenę wykonywania przez uczestnika władzy rodzicielskiej nad ich wspólnymi dziećmi. Rodzice żyjący w rozłączeniu zawsze mają trudniejszą sytuację w wychowaniu dzieci, niż rodzice mieszkający razem. Rodzice mieszkający w odległych od siebie miejscowościach (W. – L.) mają tych trudności jeszcze więcej, bowiem z uwagi na odległość trudniejsze jest utrzymywanie osobistych kontaktów z dziećmi przez rodzica, który z dziećmi nie mieszka. Nadto najczęstszą sytuacją jest taka, że małymi dziećmi opiekuje się matka, bowiem to ona karmi najpierw dziecko piersią, opiekuje się nim, pielęgnuje bezradne niemowlę, jest przy nim dzień i noc. Mężczyzna zwykle koncertuje się na pracy i zdobywaniu środków potrzebnych do życia rodzinie i dopiero w miarę upływu czasu, gdy dzieci stają się bardziej samodzielne przejmuje nad nimi opiekę i spędza coraz więcej czasu odciążając w ten sposób matkę dzieci, wprowadzając też dzieci w świat pełen zagrożeń, ale też pełen fajnych i ciekawych nowych rzeczy i miejsc. Naturalnie wiec małe dzieci zwykle przebywają więcej pod opieką matki niż ojca i wcale nie świadczy to źle o ojcu, jest to po prostu normalne.
Tak więc w niniejszej sprawie fakt, iż małoletni E. lat 6 i L. lat 4 mieszkali z matką i byli pod jej opieką nie świadczy źle o ich ojcu. S. K. w miarę możliwości utrzymywał z nimi kontakty, nie miał nigdy ograniczonej władzy rodzicielskiej, a jak wynika z maili A. Z. (1) jej stosunek do niego był pozytywny i ciepły. Również z tych maili wynikało, że czasie jego pobytu służbowego za granicą utrzymywał kontakty z dziećmi, a one za nim tęskniły. Sąd nie brał natomiast pod uwagę informacji irracjonalnych, niczym nie potwierdzonych, przedstawianych przez wnioskodawców, że S. K. nie kochał swoich dzieci, nie chciał ich od początku oraz im szkodził np. przez to że „chciał E. K. upiec w piekarniku”. Jeżeli J. Z., wykonująca poprzednio zawód pielęgniarki nie wie czym jest inkubator i dlaczego się go używa, to świadczy tylko o jej braku wiedzy i negatywnym nastawieniu emocjonalnym do S. K.
Z tego negatywnego nastawienia emocjonalnego wnioskodawców do S. K. – zdaniem Sądu Rejonowego – wynikła ta sprawa – po śmierci A. Z. (1). Dopóki ona żyła, w miarę możliwości opiekowała się dziećmi i hamowała negatywne nastawienie jej rodziców do ojca jej dzieci. W przypadku choroby nigdy nie wiadomo jaki efekt przyniesie leczenie, każdy chory zasadniczo liczy na wyzdrowienie. A. Z. (1) była młodą kobietą, dotkniętą chorobą nowotworową, mającą troje małych dzieci, rozwiedzioną z pierwszym mężem, w niestabilnej sytuacji życiowej, uzależnioną wraz z postępami choroby coraz bardziej od opieki swoich rodziców. J. i K. Z. niewątpliwie przeżywali dramat w czasie jej choroby, a potem śmierci. Była ona bowiem drugim ich dzieckiem, które zmarło za ich życia. Była ich jedyną córką, zmarła, mając lat zaledwie 35. Jest to bardzo trudne do zrozumienia i zaakceptowania, zwłaszcza dla matki, która jako kobieta zwykle z córką utożsamia się bardziej niż ojciec. Śmierć dziecka nawet dorosłego jest to tragedia życiowa, po której długo trzeba dochodzić do siebie.
W niniejszej sprawie niestety – zdaniem Sądu Rejonowego – wnioskodawcy nie doszli jeszcze do siebie po śmierci córki, o czym świadczą ich reakcje, ich pisma i zachowania obserwowane przez postronne obiektywne osoby, takie jak kurator sądowy, biegły, kadra przedszkola, oraz zachowanie wnioskodawców w czasie rozprawy. Z uwagi jednak na tę emocjonalność ich reakcji przedstawiane przez nich informacje są mało wiarygodne, bowiem gdy człowiek coś silnie przeżywa zwykle słabo pamięta rzeczywisty przebieg wydarzeń albo źle interpretuje fakty.
Właśnie w tej sprawie – zdaniem Sądu (…) – ma miejsce taka sytuacja – zaburzonej oceny J. i K. Z. co do działań i motywów postępowania S. K. w stosunku do jego dzieci. Wyraża się to w powtarzanych licznych pejoratywnych zwrotach pod jego adresem typu „cham, łajdak, porwał dzieci, więzi dzieci, uśmiercił ich matkę”. Irracjonalności stwierdzenia, że S. K. uśmiercił A. Z. (1) nie trzeba tu tłumaczyć. A. Z. (1) zmarła w wyniku choroby nowotworowej i nie spowodował tego S. K.. Poczucie winy natomiast jest bardzo często występującym stanem w okresie żałoby po śmierci ukochanej osoby. Czasami dla odbarczenia własnego sumienia tą winą obciążani są inni ludzie z otoczenia osoby zmarłej, gdyż wtedy łatwiej jest pogodzić się ze stratą. Można też radzić sobie z trudnymi uczuciami takim jak ból po stracie dziecka dochodząc „sprawiedliwości” od osoby uznawanej za winną śmierci , co ma tę stratę niejako „wyrównać”.
K i J. Z. po bolesnej stracie córki, doznali kolejnego ciosu, gdy po ich wnuków zgłosili się ich ojcowie. Nie dość więc że odeszła córka, to jeszcze zaistniała realna groźba „odejścia” wnuków, czyli osób najbardziej im drogich i bliskich. Tu rozważyć należy czy odebranie przez S. K. jego dzieci od ich dziadków po śmierci ich matki było szkodliwe dla tych dzieci. Dziadkowie bowiem nazywają to porwaniem i uważają za gwałt na dzieciach i na dziadkach, na który oni nie wyrazili zgody i z którym pogodzić się nie mogą. Podjęli wszelkie kroki aby dzieci odzyskać poprzez przywrócenie stanu poprzedniego czyli zabranie dzieci ich ojcu w celu dalszego wychowywania przez dziadków w dotychczasowym miejscu zamieszkania dziadków to jest M. w okolicach L.
Sąd nie uznał jednak za wiarygodną wersji dziadków co do „porwania” ich wnuków przez ojca. Przesłuchiwany na tę okoliczność K. Z. wypowiedział się następująco „Tu pięknie panie pisały bajeczki, na czele z żoną S., że poszła na spacer z dziećmi, a to jest blef, bo nie poszła na spacer. S. na siłę wyprowadził dzieci z posesji. Nie wierzę, ze względu na to, że wyprowadził dzieci, nie wiedzieliśmy o tym że je zabiera.” Z cytowanej tu wypowiedzi wynika, że K. Z. nie widział w ogóle tej sytuacji, bo sam mówi, że nie wiedział o tym, że ojciec zabiera dzieci – wobec czego oznacza to, że sam tego faktu nie widział. Skoro tego na własne oczy nie widział, to oznacza że nie wie, w jaki sposób to nastąpiło. Tak więc twierdzenie, że S. na siłę wyprowadził dzieci jest tylko jego podejrzeniem, nie zaś stwierdzeniem faktu – stąd te informacje nie są w ogóle wiarygodne, nie są bowiem opisem rzeczywistości, lecz stanowią jedynie projekcję obaw dziadków – i to zdaniem Sądu dotyczy większości ich zarzutów pod adresem S. K.. Dziadkowie nie mają racjonalnego odbioru rzeczywistości tylko emocjonalny, świadczy o tym również na przykład komentarz dziadka na temat wyglądu E., że na spotkanie w sali zabaw w listopadzie dziecko przyszło „ obnażone i obdarte”. Następnie z tego wymyślonego przez siebie komentarza – wielce przesadzonego – K. Z. wnioskuje sobie, że dziecko nie jest kochane i szanowane. J. Z. zaś twierdzi, że 11.04. S. K. pobiegł za L. na piętro i ściągnął ją po schodach, na jej pytanie dlaczego, powiedział że się z nią pobawi za drzwiami i wyszedł. J. Z. nie uznała jednak tego za jakieś zagrożenie dla dziecka , bo nie zareagowała na to. Potem jak twierdzi, gdy wyszła na dwór to już ich nie było. J. Z. również w trakcie składania wyjaśnień była bardzo pobudzona emocjonalnie, co utrudniało jej wypowiadanie się oraz rzutowało na wiarygodność przedstawianych przez nią treści.
Zauważyć trzeba, że S. K. był w na tyle dobrych stosunkach z wnioskodawcami, że 11.04. wpuścili go do swego domu i rozmawiali z nim po śmierci córki o losach E. i L.. S. K. jak twierdzi, powiedział że chce jako ojciec wychowywać swoje dzieci, ale dziadkowie z tym się nie zgodzili. Opierali się tu na argumencie ostatniej woli ich córki, aby to oni wnuki wychowywali. Co do tego , to nie wiadomo w ogóle czy takowa wola rzeczywiście w sposób wolny i świadomy wyrażona przez nią była. Nadto wola zmarłej matki, nie ma mocy prawnej, bowiem wraz z jej śmiercią wygasła jej władza rodzicielska i wszelkie prawa do dzieci pozostały jedynie w dyspozycji ojca dzieci.
S. K. więc jako jedyny żyjący rodzic swoich dzieci nie musiał w ogóle pytać dziadków o zgodę na zabranie ich pod swoją opiekę , bo żadne przepisy nie przewidują , aby rodzice musieli pytać o jakąkolwiek zgodę co do swoich dzieci dziadków dzieci. Oczekiwania J. i K. Z., że wnuki zostaną u nich były od początku nie uzasadnione i sprzeczne z prawem. Nie mieli oni bowiem prawa nie oddać dzieci ich ojcu, który ich o zgodę pytać w ogóle nie musiał. Tak więc odebranie przez S. K. swoich dzieci od dziadków było działaniem zgodnym z prawem, nie może więc zostać ocenione jako bezprawne.
Było to tym niemniej działanie niespodziewane zarówno dla dziadków jak i dla małoletnich. Sam uczestnik twierdzi, że wyjeżdżając z W. nie planował jeszcze zabrania dzieci na stałe do siebie, lecz decyzję taką podjął w trakcie spotkania z dziećmi. Zauważyć tu należy, iż nie jest proste podejmowanie takich decyzji w sytuacjach życiowo trudnych, bowiem występuje spore ryzyko niepowodzenia akcji wcześniej dobrze nie przemyślanych. S. K. wiedział o wielkim przywiązaniu dziadków do wnuków oraz negatywnym nastawieniu dziadków do odebrania im wnuków i musiał się z tym liczyć. Liczyć się też musiał przede wszystkim z reakcją samych dzieci, która też mogłaby być dla niego bardzo problematyczna.
Tu zwraca uwagę część opinii z pracy dotyczącej S. K., iż cechuje go umiejętność empatii oraz przedkładania dobra innych ponad własny interes. Jest osobą taktowną, kulturalną, z szacunkiem odnoszącą się do innych. Potrafi zachować opanowanie w sytuacjach stresowych, cechuje go trafność podejmowanych decyzji oraz umiejętność adekwatnego do sytuacji ustalania priorytetów podczas realizacji zadań.
Na pewno priorytetem dla każdego rodzica jest dobro dziecka. Nie jest dobre dla dziecka okłamywanie go i mówienie nieprawdziwych negatywnych informacji o rodzicach, co czyniła babka J. Z. wypowiadając się źle do dzieci o ich ojcu i obwiniając go o śmierć ich matki. Takie postępowanie jest przejawem przemocy psychicznej, bowiem dziecko jako mniejsze i słabsze nie jest w stanie obronić się przed kłamstwem i z upływem czasu będzie tym kłamstwem nasiąkać coraz bardziej, bo wierzy osobom bliskim jakimi są babcia i dziadek.
Tak więc S. K. słysząc co dzieci mówią o nim miał poważne powody, aby je z pod opieki dziadków pilnie zabrać. Odkładanie zabrania dzieci w czasie mogłoby bowiem powodować coraz silniejszy opór w dzieciach, którymi dziadkowie staraliby się manipulować mówiąc ciągle źle o ich ojcu.
Zarówno więc czas jak i sposób w jaki S. K. zdecydował się zabrać dzieci należy uznać za dość wyważony i rozsądny. Najpierw bowiem ojciec dzieci nawiązał z nimi kontakt, zabrał je na spacer, gdzie z nim porozmawiały. Potem zaproponował wyjazd do MC D., co dzieci też zaakceptowały i nie protestowały. Nie używał wobec nich siły ani przemocy, dzieci rozumiały po co są zabierane oraz że nie grozi im żadne niebezpieczeństwo. Dopiero później, gdy się w MC Donald najadły (co w przypadku humoru małych dzieci jest bardzo ważne) ruszył z nimi do W.. S. K. dawkował dzieciom zmiany po kolei, aby to zaakceptowały i tak się stało. Ja wynika z zeznań żony uczestnika również do dalszych zmian dzieci dość szybko przystosowały się pozytywnie i szybko odnalazły się w rodzinie ich ojca.
Za wiarygodne w tym zakresie Sąd uznał zeznania I. K. gdyż: po pierwsze zeznawała pouczona o odpowiedzialności karnej za składania fałszywych zeznać i po odebraniu przyrzeczenia, – po drugie wypowiadała się bardzo opisowo, dokładnie, spójnie oraz bardzo rozsądnie. W swoich wypowiedziach przedstawiała również swój bardzo pozytywy stosunek do małoletnich, który też kurator zaobserwował w czasie przeprowadzanych wywiadów środowiskowych.
Tak więc odebranie przez S. K. swoich dzieci od ich dziadków nie było dla dzieci działaniem szkodliwym, bowiem dzieci nieźle to zniosły, a w efekcie dalszym dobrze zafunkcjonowały pod opieką ojca i jego żony.
Jak na wstępie stwierdzono najistotniejsze dla oceny dobra małoletnich jest ustalenie jak obecnie wygląda ich sytuacja, nie zaś jak wyglądała ich pod opieką dziadków. Nie da się bowiem cofnąć czasu, to co dotychczas się wydarzyło ma kolosalne znaczenie. Tak więc dzieci zostały przez ojca zabrane od dziadków i nie ma zdaniem Sądu – żadnego powodu, aby teraz – po 9 miesiącach miały do tychże dziadków pod L. do M. wracać.
Dziadkowie byli dobrymi opiekunami dla dzieci, ale gdy żyła ich córka i tylko razem z nią. Dziadkowie są dziadkami, a nie rodzicami i powinni się odnaleźć w roli dziadków, bowiem roli rodziców pełnić nie mogą. Po pierwsze rodzicami po prostu biologicznie nie są, po drugie są ludźmi zaawansowanymi wiekowo – z całym szacunkiem dla jesieni życia – ale mając lat 71 i 67 człowiek nie jest już w stanie urodzić dziecka i go wychować. Tak więc z powodu zaawansowanego wieku – zdaniem Sądu – wnioskodawcy muszą się sami zająć sobą i swoim zdrowiem, bo niedługo sami mogą potrzebować opieki. Nie są zaś w stanie fizycznym, biologicznym i psychicznym wychowywać dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Przykładem tego jest choćby fakt, że dziadek w wieku lat 71 nie jest w stanie nawet dogonić uciekającego przed nim przedszkolaka. Nadto obecnie są zupełnie inne metody wychowawcze niż 30 lat temu. Dziadkowie utracili też dom w którym mieszkają, gdy zmarła ich córka, nie jest więc wiadome jak długo będą mogli tam mieszkać.
Biorąc te okoliczności pod uwagę, Sąd uznał, że nie ma żadnych powodów aby ojcu ograniczyć władzę rodzicielską przez umieszczenie dzieci w rodzinie zastępczej, bowiem władzę rodzicielską zasadniczo wykonywał on prawidłowo. Nie dopuścił się „ porwania „ dzieci, porwać – znaczy zabrać przemocą, niszcząc coś. Ojciec ani nie stosował przemocy ani nie niszczył dzieci.
Sąd odniósł się krytycznie do informacji przedstawianych przez wnioskodawców w licznych pismach, prośbach itp. oraz na rozprawie, oraz przez powołanych przez nich świadków, którzy wypowiadali się w podobnym tonie. A. Z. (2) podobnie jak jego rodzice używał nie uprawnionych i obraźliwych określeń pod adresem S. K., angażował się w konflikt po stronie swoich rodziców jadąc z nimi na spotkanie z uczestnikiem do W. w maju 2014 r. Po tym spotkaniu napisał pismo do tej sprawy świadczące o jego zaangażowaniu emocjonalnym. Nadto jest on beneficjentem testamentu zmarłej A. Z. (1), z którym polemizuje uczestnik S. K. bowiem w drodze dziedziczenia testamentowego to małoletnie dzieci winny nabyć spadek po matce nie zaś ich wujek. Tak więc dyskredytowanie uczestnika leży w interesie świadka A. Z. (2), toteż jego zeznania nie mają w ocenie Sądu waloru wiarygodności. Zeznania drugiego z powołanych przez wnioskodawcę świadków B. S. zaś dotyczyły sytuacji głównie sprzed kilku lat , gdy mieszkała ona razem z wnioskodawcami w L.. Sąd uznaje, że opieka dziadków nad wnukami w okresie życia ich matki była prawidłowa.
Natomiast obecnie opieka ojca i jego żony jest prawidłowa, dzieci zintegrowały się z jego rodziną, dobrze się czują, chodzą do szkoły w W.. Cofanie ich do M. byłoby dla nich szkodliwe, pozbawiałoby ich opieki ojca i jego żony, stricte pozbawiało by ich to rodziny – czyli osób dla nich najważniejszych jakimi są ojciec i jego żona, którą traktują jak matkę i która im „matkuje”.
Dziadkowie przestali już być dla wnuków osobami najważniejszymi, decydującym o nich i opiekującymi się nimi na co dzień. Dla dziadków jest to niewątpliwie olbrzymia strata. Ale tu zauważyć należy ich klimat jaki tworzą dziadkowie po śmierci ich córki jest dla ich wnuków szkodliwy.
Dziadkowie są przywiązani do zmarłej córki, oraz do wnuków ale wpadając bez zapowiedzi do przedszkola wnuczki zburzyli spokój i poczucie bezpieczeństwa L., co było dla niej szkodliwe. Babcia pokazała jej zdjęcie zmarłej A. Z. (1), w sytuacji gdy dziewczynka związała się emocjonalnie już z I. K. – takie postępowanie również było dla dziecka – zdaniem Sądu – szkodliwe. Nie ma bowiem sensu przypominanie małemu dziecku strat jakie odniosło, jest to bolesne i niepotrzebnie raniące uczucia dziecka. Małym dzieciom rany goją się znacznie szybciej niż staruszkom – i to jest dla młodego organizmu i psychiki dobre. Lepsze jest dla dziecka że ma „ nową mamę” którą lubi i darzy zaufaniem, niż gdyby miało ciągle cierpieć z tego powodu, że swoją jedyną ukochaną mamę straciło i nie ma na to już żadnego ratunku. Życie bowiem zmienia się, czasem na gorsze, ale często też na najlepsze.
Dla małoletnich E. i L. K. (2) po zabraniu ich do siebie przez ojca S. K. życie zmieniło się – zdaniem Sądu Rejonowego – na lepsze; mają kochającego ojca i jego żonę, która jest opiekuńczą i mądrą kobietą (o czym świadczą jej wyważone wypowiedzi). Mieszkają w W. w bardzo dobrych warunkach, będą mieli małego brata. Utracili jedynie kontakt z przyrodnim bratem M., ale skoro ma on innego ojca to dzieci nie mają szansy aby być wspólnie wychowywane przez rodziców po śmierci ich matki.
Dziadkowie zagarnęli sobie już M., jednak – zdaniem Sądu Rejonowego – ze szkodą dla niego. Wozili go na spotkania w W., gdzie był wystraszony ich zachowaniami i płakał. Dopiero nadzór kuratora sądowego nad kontaktami spowodował unormowanie sytuacji. Tak więc zarówno dziadkowie jak i M. mogą starać się o utrzymywanie kontaktów z E. i L.. Kontakty w dobrej atmosferze będą korzystne dla wszystkich. Jednak jak napisał pani psycholog biegły sądowy, dziadkowie musza opanować swoje emocje i przejść okres żałoby po utraci córki aby mogli pogodzić się z sytuacja i funkcjonować w roli dobrych dziadków – nie zaś dziadków walczących z ojcem dzieci o dominację. Konkurencja w tym zakresie jest szkodliwa, niszczy relacje rodzinne i ma zły wpływ na psychikę dzieci. Tak więc dopiero gdy dziadkowie wejdą na etap współpracy z ojcem dzieci w duchu poszanowania jego godności i autorytetu ich relacja z wnukami będzie prawidłowa i dla wnuków bezpieczna. Postanowienie Sądu Rejonowego – VI Wydział Rodzinny i Nieletnich z dnia 13 stycznia 2015 r. VI Nsm 812/14
W przypadku jakichkolwiek pytań bądź wątpliwości, pozostajemy do Państwa dyspozycji, prosimy przejść do zakładki kontakt.
Z wyrazami szacunku.